Wszyscy już poszli dalej, ale ja podsumowania lubię robić z perspektywy.
Potrzebowałam kilku dni tego co jest, by pisać o tym, co było.
2020 zburzył wszystkie moje wyobrażenia o tym co znane. Zepchnął do narożnika,
i trochę zajęło mi, by powstać, nauczyć się przeciwnika, podjąć walkę i wyjść silniejszą..
Ale to był też rok, który pokazał mi, że każdy dobrze przeżyty trud jest łaską.
I że z trudu rodzą się nowe rzeczy i otwierają perspektywy, których w normalnych warunkach bym nie dostrzegła, albo nie odważyła się im przyjrzeć.
Rok rzeczy pierwszych, najważniejszych. Rok ciszy. Rok wielu życiowych lekcji i przełomów.
Z perspektywy… rok błogosławiony.
Lekcja pierwsza: sens życia.
Dla mnie lekcja najtrudniejsza i najważniejsza, która przyszła już w styczniu.
Śmierć najlepszego przyjaciela. Pod jego samochód wbiegła sarna. Wtedy, jakby świat się zawalił.
Są ludzie, którzy wydają się niezastąpieni. I myślisz: będą zawsze. Wnoszą życie, radość, dają wsparcie, podnoszą. Wojtek był kimś takim. Najwspanialszym człowiekiem, najlepszym księdzem, najlepszym przyjacielem… I takim był dla wielu. Robił wielkie rzeczy, ale tak,
by inni jak najmniej o tym wiedzieli. Zakochany w Bogu i w ludziach.
Gdy zobaczyłam kilkutysięczny tłum na pogrzebie,i bezdomnego człowieka płaczącego nad grobem (jednego z tych, którym Wojtek zawsze pomagał), z ogromu smutku przyszło doświadczenie powagi, i najgłębszego sensu życia. Ilu ludzi mnie kocha?
Ile miłości popłynie za mną podczas tej niezwykłej chwili, gdy będę stała przed bramą Nieba? Czy będą tacy, którzy poniosą mnie słowami modlitwy przed oblicze Boga, szepcząc mu: znamy ją, kochała nas, i my ją kochaliśmy. Otwórz jej Panie drzwi ze względu na tę miłość. Czy pójdę bez lęku?
I czy spojrzę w Jego oczy z poczuciem, że wracam do domu, za którym tak tęskniłam…
Niedługo potem Bóg, przez różne znaki, dał mi jakąś wewnętrzną pewność, że Wojtek jest
w Niebie. I moja żałoba zamieniła się w radość. Bo jak się nie cieszyć szczęściem przyjaciela?
Lekcja druga: zaufanie.
W lutym świat stanął. Najpierw moja branża, w której od lat pracowałam. Po dwudziestu latach zagrałam ostatnie przedstawienie. Spektakle dla dzieci, kalendarz wydarzeń zapełniony na cały rok, stabilizacja. Coś, co robiłam prawie od zawsze i wydawało się,
że nigdy się nie skończy. I nagle stop. I kredyt, rachunki i brak środków do życia, bo kiedy budujesz dom, to ładujesz w to wszystkie oszczędności.
Chyba po raz pierwszy w życiu liczyłam kasę na chleb.
I złapałam się obietnicy: choćby twoja matka zapomniała o tobie, ja nie zapomnę.
I dalej: Ja znam wszystkie twoje potrzeby i zaspokajam je…. Mt 6,31
I prosiłam, nie odpuszczając. I kiedy tak trwałam w nieustannej modlitwie przeplatanej lękiem, zmęczeniem, zagubieniem, przyszła myśl, aby zwrócić dług, który miałam wobec pewnego człowieka.
I jakaś pewność pochodząca nie ze mnie, że dopóki nie zwrócę, Bóg nie może nic zrobić.
Bo mój dług blokuje łaskę. Sprzedałam więc coś, co było dla mnie drogie, i pojechałam aby się rozliczyć, wypominając w drodze Bogu, że gdy to oddam, to nie zostanie mi już nic.
I zwróciłam tylko część… Bo człowiek, któremu byłam dłużna, powiedział że to wystarczy.
I że reszty nie chce.
A chwilę póżniej dostałam pracę, lepszą niż poprzednia. Taką, która zaspokoiła moje potrzeby finansowe i odkryła talenty, których wcześniej nie znałam
Lekcja trzecia: nie przywiązywać się do niczego. Pozwolić na stratę.
Różne są przywiązania, tak jak różni są ludzie.
Dla mnie ważne są relacje. Szybko wpuszczam ludzi i do swojego domu i do serca.
I mocno się przywiązuję. A Bóg często upomina się o moje serce i mówi mi: tęsknię do ciebie, do twojej wolności. I pyta, czy chciałabym pójść w nieznane, czy jestem gotowa stracić to,
co daje poczucie stabilizacji także tej emocjonalnej. Bo w stabilizacji często jest stagnacja.
I niechęć do wyjścia ze strefy komfortu, pójścia dalej. Strata zawsze boli, ale zgoda na nią otwiera przestrzeń dla czegoś nowego.
Tym razem też tak było. Zapytał, a ja, choć cholernie bolało, zgodziłam się zostawić to,
co znam, aby pójść za tym, do czego On prowadzi.
Lekcja czwarta:
jeśli się zgodzisz na stratę, Bóg nie zostawi z niczym, da o wiele więcej.
I powstały nowe rzeczy. I powstała też nowa wspólnota. Z wierności. Z czteroletniej posługi przy pierwszosobotnich czuwaniach, i zawierzeniach. Z bycia dla, pomimo wielu trudności.
Z moich codziennie, nieudolnie powtarzanych słów: jestem, prowadź mnie tam, gdzie chcesz.
Powstała wspólnota, do której Bóg przyprowadził pięknych ludzi.
Z perspektywy, ten rok był jak uniwersytet życia. Jakby było już mało czasu.
Dużo ciemności, dużo heroizmu w tym, by chodzić po wodzie. I dużo ciszy.
Nauczyłam się w niej trwać i delektować nią. Nauczyłam się stawiać kroki, nie czując gruntu.
Wiele rzeczy odpadło. Hałaśliwych, niepotrzebnych. Zostały te pierwsze, najważniejsze.
I poczucie, że choćby świat się walił, Bóg nie da mi zginąć. Bo ja jestem Jego, a On mój.
Poczułam Zapach Nieba.
W 2020 poczułam Zapach Nieba.
Ależ tu pięknie i spokojnie. Cieszę się, że tu trafiłam. Dziękuję. 🙂
Nie pamiętam kiedy czytałam coś tak pięknego!!!
Dziękuję.. dobrze, że wyszłaś z tym do nas🕊
Mam nadzieję, że ten rok pełen izolacji i ciszy sprawił, że ktoś usłyszał Tego, który nigdy nie krzyczy, a szepcze. I tym szeptem zaprasza nas do dobra…
W zgiełku trudno czasem usłyszeć ten szept.
Dziękuję za świadectwo wiary i ufności w Bożą moc🤍
Ja też poczułam zapach nieba w 2020, choć na początku wszystko miało się zawalić, niech Pan Bóg będzie uwielbiony! 🕊
Ja również dzięki Pani i pierwszosobotnim spotkaniom poznałam zapach nieba i dotyk Mamy. Dziękuję i z ogromną ciekawością czekam na następne wpisy na blogu.
Tak! Tam wiele rzeczy ma swoje źródło. Do zobaczenia zatem 🙂
Wzruszyłam się tymi lekcjami… Tyle w nich prawdy!!
Ma Pani piękne serce 💓. Dziękuję za dzielenie się nim
Trochę mnie to kosztowało, aby wyjść ze strefy komfortu, pisać, dzielić się. Ale wiem, że warto mówić o dobrych rzeczach…
Dziękuję bardzo za dobre słowa 🙂
Piękne😊❤️Dziękuję za to świadectwo❤️
Bardzo się cieszę, że tu trafiłam!
Wow ♥️🌎🌏🌍♥️
Ale jestem wzruszona
I siebie w Tobie zobaczyłam z trójką dzieci obok ich ojca alkoholika
I daje radę z Tym który mnie umacnia!!!
Moge tylko podziekowac za wypwiedzenie tego co bylo w mojej duszy niewypowiedziane… (Pan Bog jest wielki, cudowny, pelny milosci i czulosci…) On skierowal mnie na ta ta strone w momencie gdy szlam ciemna dolina… jestesmy Jego dziecmi, odczuwamy podobnie, jak dobrze odnalezc pokrewna dusze. Dzieki Ci Panie 🙂
11 miesięcy temu znalazłam się w podobnej sytuacji. Nagle, na zawał zmarł mój najlepszy przyjaciel, a zarazem mąż, ojciec naszych nastoletnich córek.
Zmarł na ich oczach, podczas przejażdżki rowerowej w lesie.
Jesień i zima 2020 r. i początek 2021 – to była czarna otchłań, rozpacz i beznadzieja… Do czasu, aż znalazłam prawdziwą drogę do Boga. Chodziłam nią wcześniej, ale po omacku.. dziś już wiem, że mój mąż naprawdę jest po stronie światła. I chociaż nadal strasznie mi go brakuje, pogodziłam się z tym, bo Tam jest mu dobrze, a bardzo chcę, by czuł się wolny i szczęśliwy.
Bóg dał mi wiele znaków.. widzę i czuję coraz więcej. Wciąż szukam z Nim dialogu, uczę się słuchać i dziękować.
To, że trafiłam na Twój blog – również jest takim znakiem. Nic nie dzieje się bez przyczyny.
Rozumiem i czuję tak, jak tu piszesz…
Trochę późno tu trafiłam (listopad), ale bardzo Pani dziękuję za piękne świadectwo, za dzielenie się. Pewnie nie jest to łatwe w tym świecie, w tej branży…Tym bardziej wielkie dziękuję:)