Nie moja szerokość, wysokość, głębokość.

Trochę, i bardzo powoli, zaczynam rozumieć, że postęp w życiu duchowym to zazwyczaj nie owoc wysiłku woli, zdobywanie kolejnych zasług, To raczej wynik zgody na pozbywanie się rzeczy zbędnych. To zgoda na rezygnację z perfekcjonizmu, z nadmiernych ambicji, zgoda na to, że czasem jest zupełnie inaczej niż bym chciała. Zgoda na ogołacanie mnie ze mnie. Zgoda na robienie przestrzeni dla kogoś Większego.

Nie ma to wiele wspólnego z ubóstwem materialnym, brakiem działania, ucieczką od świata, albo innymi rzeczami, które łączą się z fałszywą pokorą. To raczej wewnętrzna zgoda na nie moją – szerokość, wysokość, głębokość…

Czy to trudne? W początkowej fazie boli jak pozbywanie się toksyn. Cały organizm bardzo się broni.
Z czasem okazuje się, że to niezwykle wyzwalające. Im mniej toksyn, tym lżej i zdrowiej. A moje „ja” wcale nie ginie. Przemienione, wypełnione siłą nie ze mnie, nie ma potrzeby stawać na piedestale.
Jest. I wie kim jest:)

(Łączna liczba odwiedzin 1 088 , odwiedzin dzisiaj 1 )